niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Nachi'ego do Juliett

Brak komentarzy:
Przeprowadzka, śmieszne, moi rodzice postanowili się przeprowadzić ze względu na mnie. Rzadko to robiliśmy, tylko z ważnych powodów, a moja odmienność aż tak ważna nie była, wolałem poradzić sobie sam z tym. Jednak cieszę się, że chcą mnie wspierać. Mieszkamy teraz tutaj, na obrzeżach miasta przy lesie, który otacza miejscowość i ciągnie się kilometrami w każdą stronę. Kiedy dojechaliśmy na miejsce dowiedziałem się, że będzie z nami mieszkać moja ciocia, która również posiada jak to powiedzieli dar zmiany w wilka. Dar? Czy może klątwa? Dosyć byłem już inny od ludzi a to przeważyło wszystko. Całe życie starałem się dopasować i tak bardzo nie odstawać ale teraz to już niemożliwe. Nie pasuje do świata ludzi, co tu dużo mówić. Mam ochotę zniknąć do jednej z krain z moich snów i nigdy nie wrócić. Akurat to nie chce się spełnić! Przeżyłem rozpakowywanie i zwiedzanie miasta, ale załamałem się konkretnie kiedy kazali mi iść do lasu aby poznać kogoś podobnego do mnie, ponieważ jest tu kilka watah i stad. A po co? Aby nie uznali mnie za wroga. Pałętałem się bez celu po lesie, dziwnie tu było, czułem coś, jakby niepokój. Nagle ktoś wyskoczył zza drzewa, była to dziewczyna o fioletowych włosach i ciemnych jak noc oczach, w które chwile się wpatrywałem.
- Co tutaj robisz? - zapytała pierwsza.
- Wybacz jeżeli naruszyłem jakieś tereny bądź coś innego. - Spojrzała na mnie jak na kretyna. - No co? - zapytałem.
Ona jednak przypatrywali się czemuś co było obok mnie, spojrzałem tam gdzie dziewczyna, a tam było pełno mistycznych stworzeń z pyłu.
- Nie zwracaj uwagi proszę. - dodałem.
- Jak się nazywasz? - zapytała podchodząc nieco bliżej.
- Ka... Nachi. - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem w jej stronę dłoń. - A ty?
- Kanachi? - zaśmiała się. - Jestem Juliett. - odwzajemniła gest.
- Jestem Nachi. Co tutaj robisz? - zapytałem.
- Przybyłam na tereny swojej starej watahy z sentymentu, rozpadła się i nie zostało po niej nic! - powiedziała teatralnie.
- To chyba przykre. - odparłem zbyt obojętnym tonem.
- Trochę tak. A ty co tutaj robisz?
- Zostałem zmuszony do szukania watahy czy czegoś w tym rodzaju. - Westchnąłem.
- To dobrze, wilki są stadne, samotność szybko zaczyna im doskwierać. - uśmiechnęła się.
Więc chyba nawet do świata wilków nie pasuje. Pomyślałem.
- Chyba już będę wracać, to cześć. - mruknąłem na odchodne.
- Przyjdź tutaj w nocy to może się jeszcze spotkamy! No i może pomożesz mi stado wskrzesić! - zawołała.
Chyba raczej nie. Pałętałem się po lesie aż trafiłem na ulice. Poszedłem wzdłuż niej aż trafiłem do miasta. Nie chciało mi się wracać do domu więc łaziłem tak bez celu uliczkami aby nikogo nie spotkać. Trafiłem jednak na szkołę, do której mnie zapisali. Podobno mają mnie tu nauczyć panowania nad mocami i tym podobne. Westchnąłem ciężko, a po chwili usłyszałem czyjeś kroki w moją stronę się kierujące.


Juliett? Wybacz początek raczej mi nie wychodzi X"D

czwartek, 4 maja 2017

UPADAM BO LUBIĘ. ~ SLK

Brak komentarzy:
Hejka człowieki!
Tak się trochę podupadło watasze, co nie?
Ale spokojnie,  nie zamierzam jej zamykać. Niech sobie istnieje i wciąż nam służy jako zbiorowisko największych bzdur, jakie internet kiedykolwiek widział. Piszcie cokolwiek, kiedy,  jak i gdzie chcecie. Wciąż trwa nabór nowych członków, czekać tak że na tych,  który boli tutaj od początku. A teraz się z wami żegnam i przy okazji zareklamuję mojego nowego bloga.

KLANY WILKÓW

Dżuljet <3


Ja pierdziu znowu? A tym razem byłam aktywna :c ~Alyss, Will, Ashton, Ansel, Tiago, Ever 

sobota, 29 kwietnia 2017

Od Alyss

Brak komentarzy:
Cały piątkowy ranek spędziłam na rozwieszaniu anonimowych plakatów. Robiłam to bardzo wcześnie w dodatku ubrana w długą, czarną, rozpinaną bluzę sięgającą trochę ponad kolano by mieć pewność, że nikt mnie nie rozpozna. W końcu zmasakrowałam w tej okolicy już paru ludzi, a jeden nawet gdzieś się zapodział (Rei do jasnej ciasnej?) i nie mogłam dopuścić by takie sieroty rozpowiedziały, że to ja organizuję grilla. 


Chcesz się zabawić? Oderwać od nudnej codzienności? A może po prostu marzysz o darmowej wyżerce i schlaniu się w trupa? W takim razie przyjdź W SOBOTĘ O 18:00 na GRILLA w okolice opuszczonej CHATKI MYŚLIWSKIEJ.

Grubi ludzie mile widziani  ( ͡° ͜ʖ ͡°)



W sobotnie popołudnie zaczęłam sprawdzać czy aby napewno wszystko jest cacy. Muszę mieć pewność, że gościom będzie na tyle dobrze, że zostaną tu na długo. 
Mięso. 
Najbardziej oczywista i zarazem najbardziej oczekiwana przez wygłodniałych nastolatków rzecz. Oczywiście miałam zorganizowaną kiełbasę, steki i szaszłyki, które przechowywałam w tajnej skrytce, pod panelami w chacie myśliwego. Ale chciałam czegoś więcej. Czegoś mocniejszego... 
I wtedy ulicą przeszedł ON. 
Wysoki chłopak, mniej więcej w moim wieku. Wyglądał bardzo młodo, jasna cera sprawiająca wrażenie delikatniej kłóciła się z jego oczami, wypełnionymi nieugiętością i siłą. Lekki wiatr bawił się kosmykami jego brązowych włosów. Po rysach twarzy i charakterystycznych oczach poznałam iż to Azjata. 
Kuchnia azjatycka. To jest to. 
W głowie pojawiły mi się rozmaite przepisy...  Kurczak z curry, ryż, surowa ryba. 
To ON. 
ON będzie moim daniem głównym. 
Oblizałam się po czym weszłam w głąb lasu. Widziałam, że Obiadek kieruje się właśnie w tą stronę by skorzystać ze skrótów prowadzących przez gęstwinę. 

***

Cichutko poruszałam się między drzewami szeleszcząc nieraz liśćmi by wywołać większy niepokój u Obiadka. Co jakiś czas wybuchałam histerycznym, typowym dla wiedźmy z bajki, głosem po czym migiem go urywałam. 
Z początku Azjata nie zwracał uwagi na te odgłosy. Z czasem jednak zaczął rozglądać się na boki bardziej zdziwiony niż przestraszony. Widziałam w jego oczach lekki niepokój aczkolwiek był on bardzo słaby. Twarda sztuka. 
- Obiadku.... -wyszeptałam śpiewnie. 
Chłopak zmarszczył brwi. Głosy zaczynały go irytować, bo najwyraźniej liczył na spokojny spacer i tyle. Nie miał dziś w planach zostać obiadkiem na moim grillu. 
Jeszcze kilka razy wysyczałam pojedyncze słowa przez zaciśnięte zęby po czym widząc, że na nieznajomym nie robi to większego wrażenia zeskoczyłam z drzewa, na którym siedziałam, a pod którym ON akurat przechodził. 
Azjata padł pod moim ciężarem na ziemię i uderzając głową o kamień stracił przytomność. Wiedziałam jednak, że nie na długo. 

Zaciągnęłam facecika do chatki i ułożyłam na stole. Był dość ciężki, ale jako osoba, która targa ciała ofiar i rzuca w nie drzwiami samochodowymi, które sama wyrywa, byłam wprawiona. W szale przybywa mi siły i energii.
Przywiązałam ręce i nogi Azjaty do kantów stołu grubym sznurem i zajęłam się szukaniem przypraw. 
- Chrzan, chrzan, chrzan... -zanuciłam wyciągając z półki słoik z jasnym, śmierdzącym gównem, którego nigdy nie lubiłam. 
- Pieprz, pieprz, sól... 
Blat kuchenny powoli zapełniał się słoikami. Postanowiłam też nafaszerować chłopaka kokainą by zapewnić gościom lepszą zabawę. 
Podeszłam do stołu z ogórkiem kiszonym w ręce i zaczęłam smarować nim czoło nieprzytomnego. 
Azjata jęczał coś przez sen, a gdy otworzyłam słoik z chrzanem, zmarszczył nos. 
Musiałam zdjąć z niego koszulkę, ale nie zawracałam sobie głowy odwiązywaniem jego rąk. Po prostu zerwałam z niego materiał i zaczęłam smarować mu klatę jasną mazią. 

Tae? 


wtorek, 25 kwietnia 2017

Od Juliett Cd Zack

Brak komentarzy:
Dawno nie spotkałam tak szczerej osoby. Na prawdę, bardzo ceniłam za to innych ludzi, a Zack zdążył już u mnie zapunktować. Co nie zmienia oczywiście faktu, że musi być na prawdę wielkim leniem.
- Chętnie - uśmiechnęłam się szeroko. - Tylko coś zostawiłam przy wejściu...
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku pokrowca z wiolonczelą. Z samego rana miałam próby do zbliżającego się festiwalu muzyki poważnej, na którym miałam zamiar wystąpić. Utwór który zamierzałam zaprezentować nosił tytuł "Canon". 
Chłopak na prawdę się zdziwił, gdy zobaczył, jak niosę w kierunku stolika sporych rozmiarów instrument. No, na pewno większy od gitary.
- A jednak grasz... - z zamyśleniem wpatrywał się w opartą o siedzenie wiolonczelę.
- Czyżbyś mi nie uwierzył? - zaśmiałam się.
- Ciężko mi było wyobrazić sobie ciebie przy takim instrumencie...
- No tak. - mój wzrok powędrował za okno. Westchnęłam cicho, gdyż właśnie zaczął padać deszcz. Duże, przezroczyste krople wody bębniły o szybę, a zaskoczeni ludzie uciekali pod najbliższe zadaszenia. - To musi nie być za łatwe, ale za to jest możliwe. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Grasz jeszcze na jakimś instrumencie? - zapytał niespodziewanie.
- Altówka, ale nie jest to jakaś wyczynowa gra. W ogóle dość późno zaczęłam grać na poważnie na instrumentach smyczkowych. Przez 6 lat robiłam to tylko i wyłącznie z woli rodziców, bo tak na prawdę od zawsze ciągnęło mnie do gitary. Zawsze gdy chodziłam na lekcje gry, mijałam rockowców. Tatuaże, kolczyki, nietypowy styl wyróżniający ich z tłumu i sama muzyka, jaką tworzyli to było coś, co przyciągało mnie do nich jak magnez. Chcąc być jak oni zaczęłam się buntować, a piękno muzyki poważnej zauważyłam dopiero wtedy, gdy poważnie zachorowałam. - przygryzłam wargę na wspomnienie najgorszych 3 lat mojego życia. Ciężko mi się o tym mówiło, zwłaszcza teraz, w okresie, w którym wszystko jeszcze mogło obrócić się przeciwko mnie.
- A ty? Grasz na czymś jeszcze, a może śpiewasz? - kąciki moich ust uniosły się lekko, a ja przeniosłam wzrok na twarz mojego towarzysza. 
- Komponuję muzykę, głównie utwory na pianino i gitarę. - odparł.
- Czyli też grasz na gitarze?
Pokiwał twierdząco głową.

Zack? Pomysł był, wykonanie... trochę gorsze

sobota, 22 kwietnia 2017

Od Zack'a cd Juliett

Brak komentarzy:
Nie zdążyłem się nawet pożegnać, powiedzieć zwykłego ''pa'' bo dziewczyna w nietypowym kolorze włosów wybiegła z pokoju jak poparzona. Trzymałem kartkę na której był zapisany jej numer telefonu. Popatrzyłem na nią i niedbale włożyłem do kieszeni spodni. Mam nadzieję, że chociaż tej kartki nie wypiorę z tymi spodniami. Westchnąłem głęboko, zarzuciłem na ramię sportową torbę i powoli ruszyłem w stronę wyjścia. Zatrzymał mnie wyraźnie słyszalny rock. Podszedłem do drzwi i zajrzałem do pomieszczenia przez małą szybkę. Na gitarze grała tam nowo poznana przeze mnie dziewczyna wraz z pozostałymi chłopakami. Nigdy nie przepadałem za tego typu muzyką. Wolałem spokojniejsze klimaty. Boli mnie zazwyczaj głowa gdy posłucham chociażby przez chwilę właśnie tego typu muzyki, choć przyznam na swój sposób mnie trochę irytuje. I nadal nie potrafiłem sobie wyobrazić Yui przy tak poważnym instrumencie i spokojnej, wręcz lekko melancholijnej muzyce. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem ostatecznie w swoją stronę.
***
Minął tydzień a ja nadal nie zadzwoniłem. Kartka z jej numerem leżała centralnie na moim zagraconym biurku i ciągle o sobie przypominała. Jednakże nie miałem w ogóle ochoty rozmawiać z kimś takim jak poznana dziewczyna. Wydawała się dla mnie taka energiczna i rozmarzona. Całkiem świadom jestem, że nie powinienem tak myśleć. Yui naprawdę może okazać się wartościową osobą, tylko trzeba ją dobrze poznać i do tego dać trochę czasu by dostrzec te pozytywne cechy charakteru.
W sumie przyszedł kolejny dzień a mi się ani myślało zadzwonić. Pierwsze co zrobiłem to po porannej rutynie to ruszyłem w miasto. Po prostu trochę pospacerować czy też zwyczajnie się odstresować. Poranna pora sprawiała, że na chodniku mijało mnie wiele dzieci z plecakami jak i osób śpieszących się do pracy. Odruchowo poprawiłem bluzę, czując chłodną aurę poranka. Rozejrzałem się i po chwili pomyślunku, postanowiłem wejść do pobliskiej kawiarni. Serwowali tam śniadania i mieli pyszne kawy, od których byłem prawie uzależniony. Droga do niej minęła mi spokojnie i niebywale szybko. Gdy do niej wszedłem od razu poczułem jak otulają mnie przyjemne kosmyki ciepła, które muskały moje policzki. Uśmiechnąłem się do puszystej dziewczyny za kasą na co ta tylko się zarumieniła i sama wykrzywiła usta w uśmiech. Była naprawdę urocza. Złożyłem u niej zamówienie na dwa tosty i tą cudowną kawę nadal się szarmancko uśmiechając. Ta zapisując moje słowa znikła w kuchni a ja w tym czasie usiadłem w stoliku przy oknie. Na pewno miło jej się zrobiło, że tak ją serdecznie potraktowałem. Czeka ją praca do późnego popołudnia, a miłe zaczęcie dnia jest nie zwykle pokrzepiające. Przyglądałem się ludziom na ulicy. Wszyscy się śpieszyli a ja siedziałem spokojnie. Było to wręcz błogie uczucie wytchnienia, którego tak bardzo mi brakuje. Oparłem głowę na dłoniach i z lekko przymrużonymi oczami czekałem na zamówienie.
Moją oazę spokoju przerwał lekko podenerwowany jednakże melodyjny głos. Spokojnie odwróciłem głowę od szyby widząc Juliett. Patrzyła się na mnie z wyrzutem.
 - Czemu jeszcze nie zadzwoniłeś? - zapytała, trzymając się za boki.
 - Zgubiłem kartkę z twoim numerem - wypaliłem bez zastanowienia, jednakże po chwili nie zręcznej ciszy dodałem - A tak naprawdę, to jestem zwyczajnym leniem i mi się nie chciało - tym razem powiedziałem prawdę. Może nie była to cała prawda, ale jakaś cząstka zawsze się liczy. Dziewczyna westchnęła ciężko. Nagle przypominając sobie dobre wychowanie, wstałem i gestem ręki zaprosiłem ją do stolika - Może kawy? Jest tu naprawdę dobra. - zaproponowałem i czekałem na decyzję nowej znajomej.

Juliett? Dasz się skusić na kawkę od rana? Spoko, ja stawiam ;3

Od Juliett Cd Zack

Brak komentarzy:
Uważnie przyglądałam się nutom. Jeżeli by tak zagrać je na wiolonczeli...?
- Chodź, pokażesz mi, jak to brzmi. - powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź weszłam ponownie do małego pomieszczenia w którym znajdował się instrument. Kartki z nutami położyłam na pulpicie.
Chłopak wyglądał na bardzo zirytowanego moim zachowaniem. No trudno, muszę tego posłuchać. Teraz.
- Na co czekasz? - zapytałam unosząc brew.
- Nie znam cię...
- No właśnie. Możesz liczyć na subiektywną, szczerą opinię. Nie gustuję tylko i wyłącznie w mocnych brzmieniach. Poza tym jestem Juliett, możesz zwracać się do mnie Yui.
- Zack. - odparł.
Niechętnie podszedł do pianina, które pokryte było cienką warstwą kurzu. Na prawdę bardzo pasowało do mrocznego nastroju pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy.
Gdy tylko dotknął klawiszy, ze skupieniem wpatrując się w kartki, powietrze przeszyły pierwsze dźwięki. Melodia grana przez Zack'a była smutna i melancholijna, jednak miała w sobie to coś. Co chwila zaskakiwała w tych najmniej oczekiwanych momentach, dzięki czemu ciekawiła i intrygowała słuchacza. Nie mogłam oprzeć się myśli, jak cudownie brzmiałaby w tym utworze w duecie z pianinem wiolonczela. Rozmarzona zamknęłam oczy i zaczęłam poruszać ręką tak, jakbym trzymała smyczek zaraz przy strunach instrumentu. Nie zauważyłam nawet, kiedy chłopak przestał grać.
Odchrząknął cicho, a ja w ułamku sekundy oprzytomniałam.
- Niesamowite. Musimy to kiedyś razem zagrać. - wypaliłam bezmyślnie - to znaczy, jeżeli będziesz miał ochotę...
Spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Na gitarze? - uniósł brew.
Zaśmiałam się muskając palcami instrument przewieszony przez ramię.
- Można by kiedyś spróbować, ale myślałam raczej o wiolonczeli. - na moich ustach pojawił się promienny uśmiech.
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, jakby zastanawiając się, czy to możliwe, że gitarzystka i wokalistka rockowa byłaby zdolna zamienić się w poważną wiolonczelistkę grającą w zaciszu własnego pokoju.
Wyciągnęłam z kieszeni spodni mały notesik. Napisałam na nim swój numer telefonu, następnie oderwałam karteczkę i podałam mojemu towarzyszowi.
- Jeżeli będziesz chciał kiedykolwiek spróbować ze mną zagrać, dzwoń śmiało. A teraz wybacz, ale muszę pędzić na próbę. Do zobaczenia! - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju, wpadając zdyszana na wynajętą przez nasz zespół salę.
- Yui, gdzie ty do cholery byłaś? - zapytał Nick, również gitarzysta i wokalista.
No właśnie, zapomniałam przedstawić naszą ekipę. Składała się ona z dwóch gitarzystów- mnie i Nicka, dwóch wokalistów którymi również byliśmy my, gitarzysty basowego Theo oraz perkusisty Eric'a. Łącznie była nas czwórka.
- Autobus mi zwiał - wydukałam. Nikt nie wiedział, że interesuję się również muzyką poważną. Nie powiedziałam chłopakom bo stwierdziłam, że tak było lepiej.
- No to co, zaczynamy - westchnęłam. Wyciągnęłam gitarę z pokrowca, dostroiłam struny i ułożyłam instrument na prawym udzie.

Zack?
© Agata | WS
x x x x x x x.